Jeśli ktoś jeszcze nie widział samodzielnie jedzącego dwulatka, ten zaiste nie ma pojęcia jak wygląda apokalipsa. Dajesz dzieciakowi makaron z sosem, wszystko drobniutko posiekane, by dziecię nie miało problemów z konsumpcją. I co z tego, skoro już po dwóch minutach żarcie jest wszędzie, dosłownie wszędzie... prócz jamy ustnej malucha. Policzki, włosy, ręce, ciuchy, krzesło, stół, podłoga kompletnie zafajdane; ilość pokarmu w żołądku dzieciaka - praktycznie zerowa.
Rok później jest już lepiej, lecz odgadnąć, na co akurat dziecię ma ochotę, to nawet ci ezoteryczni wróżbici z telewizji by nie potrafili.
- Tataaaa...!
- Co, córcia?
- Coś chcę...
- A co?
- Nie wiem. Coś! - mówi smarkula, patrząc się na mnie jak na przygłupa.
- Paróweczkę? Paróweczkę ma tatuś zagrzać?
- Nie! Coś! Inne coś! - i nadal się patrzy jak na dziecko specjalnej troski.
- Coś! Coś! Ale co??!! - a w myślach jak tykanie zegara: kurwakurwakurwakurwamać! Wreszcie wydobywam z siebie entuzjastycznie: - To może zapiekanki!!! Co?
- Ziapiekanki?... - rozważa mała z takim skupieniem, jakby się zastanawiała, czy pożyczyć pieniądze Grekowi - Ziapiekanki...? Mogą być.
No! Udało się. Borę dwie skibki chleba, między nie wkładam szyneczkę, trochę sera, trochę ketchupu, wkładam do tostera. Zapiekanki się grzeją, dziecię czeka przy swym stoliku, sytuacja opanowana. WTEM!!!:
- Tataaaaa...!
- O co chodzi,córcia?
- Juź nie chcę...
- Ale przed chwilą jeszcze chciałaś!!! - i tak patrzę na nią. Patrzę i co widzę? Że smarkata ma cały pyszczol w czekoldzie. W czekoladzie buźka, w czekoladzie ręce, w czekoladzie bluzka, spodnie, stół, krzesło, podłoga. A na deser - niczym wisienka na torcie, roztopiona czekolada na obiciu fotela!
- Skąd masz tę czekoladę?
- Od babci - i się śmieje. No tak, dziadkowie rano byli w odwiedzinach, dali małej czekoladę, a ta przezornie schowała gdzieś na czarną godzinę - Chcieś?
- Nie chcę. A kto zje zapiekanki?
- Ty tato!
Pjawda, źe ulocie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz