czwartek, 9 czerwca 2016

Te wszystkie ludzkie potwory

"Carrie", reż. Brian  de Palma
Ostatnie tygodnie przed wakacjami nie są zbyt fortunne dla mojej córki. Wpierw z rozpędu wleciała w zamek z klocków, zbudowany przez niejakiego C. W ramach odpowiedzi na tak okrutną nonszalancję wobec swego talentu architektonicznego C. moją córką opluł, po czym dodał, że nigdy jej tego nie wybaczy. Dzień później oliwy do ognia dolała mała manipulatorka N., która oficjalnie uznała moją córkę niegodną zabaw z nią oraz jej koleżankami. No i zaczęło się. Pod sam koniec cudownie bezproblemowego  pierwszego roku w przedszkolu córka wreszcie się dowiedziała, że rówieśnicy bywają czasami (a może nawet i całkiem często; wszak wiem tylko tyle, ile córka mi zdradziła – a właściwie ile z niej razem z żoną wyciągnęliśmy) niezłymi kutasami. Efekt? Co rano marudzi, że za żadne skarby nie chce iść do przedszkola. Dziś natomiast, gdy skończyłem wcześniej pracę i mogłem ją zabrać na jej ukochany plac zabaw, okazało się na miejscu, że nie ma zamiaru tam iść, bo… na placu są inne dzieci!


I co ja, biedny żuczek, mam z tym wszystkim zrobić? Pierwsze co rzecz jasna przyszło mi do głowy, to złapać niejakiego C. wraz z manipulatorką N. i nastrzelać im po tych bezczelnych małych pyskach, co oczywiście przyniosłoby natychmiastową ulgę, lecz konsekwencje mogłyby się okazać opłakane. Zatem – wpierw pogadamy z wychowawczynią, a jak to nie pomoże, dotrzemy do rodziców tego małego chujka i rozbisurmanionej cipy. Tyle że to wszystko i tak jest tylko na chwilę. Skąd to wiem? Z doświadczenia.

Gdy patrzę na moją córkę, która zupełnie nie może pojąć, dlaczego niektóre dzieciaki są wobec niej złośliwe i która doszła do przerażającego wniosku, że skoro rówieśników nie można zrozumieć ani przewidzieć ich reakcji, najlepiej będzie ich wszystkich unikać, widzę siebie z przedszkola, podstawówki, częściowo też liceum. Za każdym razem cholernie bolały te „niewinne” okrucieństwa ze strony „kolegów” i „koleżanek”. Od kiedy tylko pamiętam, nie mogłem za nic dogadać się z moimi rówieśnikami. Sytuacja zmieniła się dopiero w liceum, gdy odkryłem, że – o słodka iluminacjo! – podobam się dziewczynom. To objawienie zmieniło wszystko. Do tego momentu byłem zawsze tą ofermą, która nie zna się na samochodach, nie wie, kto gra w Realu Madryt, nie umie grać w piłkę i generalnie, nie wiadomo, co z taką pizdą z jajami można robić. Do dziś nie wiem, czy w dzieciństwie przeczytałem tak wiele książek, bo nie miałem dobrego kontaktu z kolegami, czy nie miałem dobrego kontaktu z kolegami, bo przeczytałem zbyt wiele książek. Serio – już w czwartej klasie przeczytałem ich więcej niż niejeden z nich miał przez całe życie klusek na talerzu.

Po co to wszystko piszę? By uświadomić sobie, że interwencja w sprawie pana C. i pani N. może i poskutkuje, lecz i tak stanowi tylko początek drogi przez mękę. A podejrzewam, że dziewczynka może mieć jeszcze gorzej od chłopca. Jak ją przygotować na to, że w przyszłości ci mali koniojebcy z pewnością kilka razy ją nazwą „głupią suką”, „niezłą pizdą”, że będą głośno i ordynarnie komentować jej biust i pośladki. Myślicie, że przesadzam? Moi drodzy, swego czasu miałem okazję przyjrzeć się bliżej niemałej grupie gimnazjalistów. Tego typu odzywki są u nich na porządku dziennym. I nie zmieni się to szybko, gdyż polskie szkolnictwo cały czas pozostaje rozbrajająco bezradne wobec szykan rówieśniczych. A jak już pojawia się podtekst seksualny, lico polskiej oświaty zaczyna różowieć ze wstydu, ona sama zaś udaje, że nic się nie dzieje.


Czy w ogóle da się przygotować dziecko na to całe szkolne piekiełko? Wierzyć się nie chce, że zaczyna się to już w przedszkolu. To znaczy – nie uwierzyłbym, gdybym sam tego nie przeszedł. 

2 komentarze:

  1. To wszystko niestety prawda. Moja dziś 7 letnia córka przez dwa lata chodziła do jednej grupy z bliźniakami, którym, brakowała chyba wszystkich klepek. Ciągle zaczepiali, psuli i bili! Pozwoliłam więc córce walczyć o siebie, kopnąć w piszczele jak potrzeba, albo walnąć w nos. Najlepszym jednak sposobem okazała się totalna ignorancja i śmiech. Na głupią zaczepkę, rozglądała się na boki i mówiła: ktoś coś mówił, czy to tylko wiatr? A jak się debile z niej śmiali, to ostentacyjnie śmiała się z nimi. Nie odpuścili sobie, ale Tośce łatwiej było to znieść. Dzięki nim poznała, że nie wszystkie dzieci są fajne. Tylko wypracowanie w dziecku silnego poczucia własnej wartości uchroni je przed głupotą tego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne masz rację. Trzeba dzieciaka przygotować, że tego typu wydarzenia to zaledwie przedsmak tego, jacy potrafią być inni. Dzięki za głos.

      Usuń