Theodore Roethke
"Walc mojego taty"
Jednym twoim zawianym chuchnięciem
Dzieciak w moim wieku mógł spić się,
Ale lgnąłem do ciebie zawzięcie,
Jakby w tańcu szło o śmierć i życie.
Nasz wariacko rozbrykany walczyk
Strącał w kuchni garnki, trząsł fajansem;
W twarzy matki gniew o lepsze walczył
Z pełnym politowania dystansem.
Strącał w kuchni garnki, trząsł fajansem;
W twarzy matki gniew o lepsze walczył
Z pełnym politowania dystansem.
W twojej pięści (na kostkach szeroki
Ślad otarcia skóry ledwie zasechł)
Znikł mój przegub; gdy myliłeś kroki,
W ucho drapał mnie klamrą twój pasek.
Ślad otarcia skóry ledwie zasechł)
Znikł mój przegub; gdy myliłeś kroki,
W ucho drapał mnie klamrą twój pasek.
Twardą, czarną od ziemi dłonią
Wybijałeś takt, klepiąc mnie w ciemię,
Aż walc wreszcie do łóżka mnie powiódł,
Wtulonego przez koszulę w ciebie.
Wybijałeś takt, klepiąc mnie w ciemię,
Aż walc wreszcie do łóżka mnie powiódł,
Wtulonego przez koszulę w ciebie.
Przetłumaczył najprawdopodobniej Barańczak.
Dziś byśmy chętnie powiedzieli, że bohater owego wiersza to klasyczny anty-tatuś, jednak jest tutaj trudna do zdefiniowania, jednak bardzo szczera, czułość. No, działa na mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz