"Carrie", reż. Brian de Palma |
Ostatnie tygodnie przed wakacjami nie są zbyt
fortunne dla mojej córki. Wpierw z rozpędu wleciała w zamek z klocków,
zbudowany przez niejakiego C. W ramach odpowiedzi na tak okrutną nonszalancję
wobec swego talentu architektonicznego C. moją córką opluł, po czym dodał, że
nigdy jej tego nie wybaczy. Dzień później oliwy do ognia dolała mała
manipulatorka N., która oficjalnie uznała moją córkę niegodną zabaw z nią oraz
jej koleżankami. No i zaczęło się. Pod sam koniec cudownie bezproblemowego pierwszego roku w przedszkolu córka wreszcie
się dowiedziała, że rówieśnicy bywają czasami (a może nawet i całkiem często;
wszak wiem tylko tyle, ile córka mi zdradziła – a właściwie ile z niej razem z
żoną wyciągnęliśmy) niezłymi kutasami. Efekt? Co rano marudzi, że za żadne
skarby nie chce iść do przedszkola. Dziś natomiast, gdy skończyłem wcześniej
pracę i mogłem ją zabrać na jej ukochany plac zabaw, okazało się na miejscu, że
nie ma zamiaru tam iść, bo… na placu są inne dzieci!
I co ja, biedny żuczek, mam z tym wszystkim zrobić?
Pierwsze co rzecz jasna przyszło mi do głowy, to złapać niejakiego C. wraz z manipulatorką
N. i nastrzelać im po tych bezczelnych małych pyskach, co oczywiście przyniosłoby
natychmiastową ulgę, lecz konsekwencje mogłyby się okazać opłakane. Zatem –
wpierw pogadamy z wychowawczynią, a jak to nie pomoże, dotrzemy do rodziców
tego małego chujka i rozbisurmanionej cipy. Tyle że to wszystko i tak jest
tylko na chwilę. Skąd to wiem? Z doświadczenia.
Gdy patrzę na moją córkę, która zupełnie nie może
pojąć, dlaczego niektóre dzieciaki są wobec niej złośliwe i która doszła do
przerażającego wniosku, że skoro rówieśników nie można zrozumieć ani
przewidzieć ich reakcji, najlepiej będzie ich wszystkich unikać, widzę siebie z
przedszkola, podstawówki, częściowo też liceum. Za każdym razem cholernie
bolały te „niewinne” okrucieństwa ze strony „kolegów” i „koleżanek”. Od kiedy
tylko pamiętam, nie mogłem za nic dogadać się z moimi rówieśnikami. Sytuacja zmieniła
się dopiero w liceum, gdy odkryłem, że – o słodka iluminacjo! – podobam się
dziewczynom. To objawienie zmieniło wszystko. Do tego momentu byłem zawsze tą
ofermą, która nie zna się na samochodach, nie wie, kto gra w Realu Madryt, nie
umie grać w piłkę i generalnie, nie wiadomo, co z taką pizdą z jajami można
robić. Do dziś nie wiem, czy w dzieciństwie przeczytałem tak wiele książek, bo
nie miałem dobrego kontaktu z kolegami, czy nie miałem dobrego kontaktu z
kolegami, bo przeczytałem zbyt wiele książek. Serio – już w czwartej klasie
przeczytałem ich więcej niż niejeden z nich miał przez całe życie klusek na
talerzu.
Po co to wszystko piszę? By uświadomić sobie, że
interwencja w sprawie pana C. i pani N. może i poskutkuje, lecz i tak stanowi
tylko początek drogi przez mękę. A podejrzewam, że dziewczynka może mieć
jeszcze gorzej od chłopca. Jak ją przygotować na to, że w przyszłości ci mali
koniojebcy z pewnością kilka razy ją nazwą „głupią suką”, „niezłą pizdą”, że
będą głośno i ordynarnie komentować jej biust i pośladki. Myślicie, że
przesadzam? Moi drodzy, swego czasu miałem okazję przyjrzeć się bliżej niemałej
grupie gimnazjalistów. Tego typu odzywki są u nich na porządku dziennym. I nie
zmieni się to szybko, gdyż polskie szkolnictwo cały czas pozostaje rozbrajająco
bezradne wobec szykan rówieśniczych. A jak już pojawia się podtekst seksualny, lico
polskiej oświaty zaczyna różowieć ze wstydu, ona sama zaś udaje, że nic się nie
dzieje.
Czy w ogóle da się przygotować dziecko na to całe
szkolne piekiełko? Wierzyć się nie chce, że zaczyna się to już w przedszkolu.
To znaczy – nie uwierzyłbym, gdybym sam tego nie przeszedł.
To wszystko niestety prawda. Moja dziś 7 letnia córka przez dwa lata chodziła do jednej grupy z bliźniakami, którym, brakowała chyba wszystkich klepek. Ciągle zaczepiali, psuli i bili! Pozwoliłam więc córce walczyć o siebie, kopnąć w piszczele jak potrzeba, albo walnąć w nos. Najlepszym jednak sposobem okazała się totalna ignorancja i śmiech. Na głupią zaczepkę, rozglądała się na boki i mówiła: ktoś coś mówił, czy to tylko wiatr? A jak się debile z niej śmiali, to ostentacyjnie śmiała się z nimi. Nie odpuścili sobie, ale Tośce łatwiej było to znieść. Dzięki nim poznała, że nie wszystkie dzieci są fajne. Tylko wypracowanie w dziecku silnego poczucia własnej wartości uchroni je przed głupotą tego świata.
OdpowiedzUsuńZapewne masz rację. Trzeba dzieciaka przygotować, że tego typu wydarzenia to zaledwie przedsmak tego, jacy potrafią być inni. Dzięki za głos.
Usuń