piątek, 4 grudnia 2015

Spać! Idź spać!

Nic tak nie przyspiesza tętna, nie pobudza do życia i nie sprawia tyle wysiłku, co ułożenie trzylatki do snu. Zaczyna się od:
- Dobra, Ola, czas na kąpiel.
- Ale ja jeszcze nie chcęęę!
- Szybko się wykąpiemy i będziesz mogła się dalej bawić.
- Ale ja nie chcę!!
Przekomarzanie trwa zazwyczaj dość długo. W końcu zapada ostateczne:
- Liczę do trzech. Jeśli w tym czasie nie udasz się do łazienki, to od razu po kąpieli idziesz spać. Bez bajek, bez czytania. Koniec!



- Niee...
- Raz...!
- Nieeee!!
- Dwa...!!
- Nieeeeeeee!!!
- Ola. Liczę do trzech!
- NIEEEEE!!!!!
- Trzy. Sama się o to prosiłaś!
Wyłączam telewizor, borę dzieciaka, jak to się mówi, za szmaty i zanoszę do łazienki. Gdy już uda się ją wsadzić do wanny, pojawia się kolejny problem: jak ją stamtąd wyciągnąć.
- Ola, wychodzimy.
- Ale ja jeszcze nie chcę...
- Woda jest już zimna!!!
- NIE CHCĘ!...
I tak dalej, i tak dalej.

Ostatnio jednak młoda odwaliła coś wyjątkowego. Przed ułożeniem się do łóżka, wpierw wyszukuje pluszaka, z którym chce spać. Przegląda i przegląda, nagle mówi:
- A gdzie jest mój pies?
- Jaki pies?
- No ten. Czarny.
- Czarny? - zastanawiam się. - Czarny? A nie brałaś go do przedszkola?
- No.
- A zabrałaś z przedszkola?
- No.
To ja już wiem, gdzie jest.
- Pewnie zostawiłaś go w samochodzie, nie?
- No.
- W taki razie, przykro mi, ale musisz sobie innego pluszaka wybrać.
- Ale ja chcę czaarneeegooo!!!...
- Ola! Jest ciemno, zimno; ja jestem już w piżamie, nie mam zamiaru tak iść teraz do garażu, bo ty chcesz czarnego pluszaka.
- Ale ja chcęęęę!!!!!
- Dziecko, zobacz, ile masz tutaj pluszaków. Jest jeden piesek, drugi piesek, trzeci..., o, jest też kotek, i takie coś, co nie wiadomo, czym jest... - a w głowie powoli się rodzi kurwakurwakurwaKURWAMAĆ!!!
- CHCĘ PLUSZAKA CZARNEGO! Idź!
- Młoda! Ty mi nie rozkazuj! Nie rozkazuj! Bo jak cię zdzielę przez ten mały tyłek, to ci już żaden pluszak nie pomoże!
- IDŹ!!! - I nagle zmienia taktykę. Z rozwrzeszczanego bachora zmienia się w milutką córunię, mruży oczka i mówi: - Pliiiis..., tatusiu...
- Dobra! - ty mała cholero dodaję w myślach - Już ci pójdę po tego... - małego gnojka. - Czekaj. Zaraz będę.

No i lecę w tej piżamie, ja pierdolę, do tego samochodu. W grudniu o 21:00. Wychodzę z domu i momentalnie moje jaja ściska, jakby to napisał poeta, arktyczny powiew zimowego oddechu.
- Kurwa! Zimno!
Wskakuję do garażu, otwieram samochód, biorę z niego pluszowego skurwiela, zamykam samochód, zamykam garaż, wbiegam do ciepłego domu.
- Błogo...
Idę do pokoju córki. Podaję czarnego psiaka:
- Masz!
A mała na to z szelmowskim uśmiechem:
- I co, tatuś? Takie trudne to było?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz