środa, 15 czerwca 2016

Jezus - życie i twórczość

Przy jeziorze, gdzie lubimy spacerować, stoi sporo kapliczek leśnych. Co chwilę pojawiają się a to Matka Boska, a to Jezus ukrzyżowany. No i w tym roku córka zaczęła zadawać pytania natury teologicznej.

- Co to za pan?
- Jezus Chrystus - odpowiadam. - Pamiętasz, kto się urodził w Boże Narodzenie?
- No. Pan Jezus.
- Właśnie. To tutaj wisi ten sam pan Jezus.
- Wisi? - ze zdziwieniem powtarza młoda.
- No tak. Został ukrzyżowany.
- Ale jak to ukrzyżowany.
- No, normalnie... - zaczynam, jakby w krzyżowaniu ludzi było cokolwiek normalnego, i z grubsza omawiam całą procedurę.
- A za co mu to zrobili? - mała drąży dalej. Chwilę myślę, co by jej tutaj odpowiedzieć, i w końcu odpalam:
- Wydaje mi się, że za obrazę uczuć religijnych.
Młoda ze zrozumieniem pokiwała głową i tego dnia już więcej nie wracaliśmy do tematu.

Jednak jakiś czas później ponownie spacerowaliśmy w tym samym miejscu. Tym razem córka również zatrzymała się przy kapliczce z ukrzyżowanym Jezusem.
- Opowiedz mi o nim - rozkazała.
- No więc ukrzyżowano go, ponieważ... - rozpoczynam z myślą, że ponowny transfer tych samych informacji zakończy sprawę.
- Nie mów mi o tym, jak umarł. Opowiedz, co robił, gdy żył - serio, tak powiedziała. Nie kryją się tutaj żadne pseudo literackie zapędy.
- No więc pan Jezus chodził z grupą innych panów od miasta do miasta i opowiadał ludziom, że trzeba się nawzajem kochać, szanować i być dla siebie miłym, nawet wtedy, gdy ten inny ktoś różni się od nas. Jak myślisz, dobrze mówił?
- No. Dobrze.
- Tyle że to, co Jezus ludziom mówił, nie wszystkim się podobało.
- I co się stało?
- No i został za karę ukrzyżowany.
- O jaaa.... - podsumowała Ola.

Tak wyglądają te nasze teologiczne rozmowy, które z jednej strony mnie fascynują, a z drugiej sprawiają, że czuję się trochę jak hipokryta. Gdybyście spytali się mnie: czy wierzę w Boga, najszczerszą mą odpowiedzią byłoby: a czy ja wiem? Bóg może jest, może nie, lecz niezależnie od tego świat jest dokładnie taki, jaki jest - z Bogiem lub bez niego. Nowy Testament jest dla mnie ważny, lecz do nauk Jezusa podchodzę bardziej jak do doktryny filozoficznej, nie zaś systemu religijnego. Z polskim kościołem natomiast jestem całkowicie na bakier i nie ukrywam, że córki też nie zmuszam, by miała coś więcej z nim do czynienia. Dlaczego? Jakoś podskórnie czuję, że uczeni w piśmie, którzy skazali Jezusa na krzyż, niewiele się różnią od wielu polskich duchownych. Lecz nie mam pojęcia, w jaki sposób przekazać córce te wszystkie informacje. Wszak chcę być zarówno wobec niej szczery, jak i kompetentny. Przedstawiam zatem Jezusa jako mądrego i odważnego człowieka, który swym prostym i klarownym systemem wartości wkurwił całe ówczesne duchowieństwo. Nie było tak? Mało tego, wydaje mi się, że i dziesiejszych duchownych też potrafi wkurzyć. Ale tego córce głośno nie mówię. Jeszcze.

Pomijam także póki co kwestię domniemanego ojcostwa Jezusa, choć gdybym miał o tym mówić, pewnie zacząłbym od: "niektórzy uważają...". Ładni mi "niektórzy" - przeszło miliard ludzi. Uświadomić sobie jednak musimy jedno: chrześcijaństwo to nie tylko religia, ale też fundamentalny kontekst kulturowy Europy. Jak tu rozumieć Michała Anioła bez znajomości Biblii? A Dantego? A Norwida? A Gombrowicza? No, cholerka, trudno by było.

No dobra, dość na dziś. Wiem jedno, religia jest zbyt wielopłaszczyznowym tematem, by zupełnie go ignorować lub... pozwolić, by inni opierali na niej swą nietolerancję, chamstwo i skrajny nacjonalizm. Bo właśnie tacy ludzie mordują proroków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz