środa, 19 sierpnia 2015

W głowie się nie mieści...

Grafika promująca film "W głowie się nie mieści"
w reżyseri Peta Doctera
- Tata, co jest tutaj? - spytała się mnie dziś córka, pokazując palcem na swoją głowę.
- No powiedz, co tam masz - odparłem.
- Oglądaliśmy "W głowie nie mieści się". Pamiętasz?
- Pewnie, że pamiętam. No i co tam było w głowie?
- Takie kololowe... - i się zawiesiła.
- Co to było, to kolorowe - drążyłem dalej.
- Wiem sama! Nie mów! - prawie krzyknęła mała. No i tak patrzeliśmy na siebie w milczeniu. Aż nie wytrzymała: - Zapomniałam. Ty powiedz.
- Była radość, złość, odraza, lęk i strach - wymieniłem bohaterów kreskówki, stanowiących personifikację najważniejszych ludzkich emocji (jakby ktoś nie załapał :) )
- Tak, były...
- No to co ty masz tam dzisiaj?
- RADOOOŚĆ!!! - wykrzyknęła.


Powyższy dialog, który autentycznie miał miejsce dziś rano, może robić za całą recenzję najnowszej wspólnej produkcji Disneya i Pixara. Skoro trzylatek tyle z niej wyniósł, znaczy że animacja nie jest specjalnie kretyńska i posiada spore walory, tfuj!, pedagogiczne. Lecz to na szczęście pedagogika sprytnie ukryta. Poza tym, film się spodobał nie tylko córci, lecz i mnie.

Ma zabrudzona depresyjnym nalotem dusza z miejsca polubiła niebieską kobietkę, która w filmie reprezentuje smutek 11-letniej bohaterki Riley. Co ciekawe, błękit od zawsze był moim ulubionym kolorem. Pani smutek wpierw jawi się tutaj jako istota, która zupełnie nie wiadomo czemu siedzi w umyśle bohaterki. Nie może być inaczej, skoro główną emocją jest tu radość. Wszak rządzi nami zasada przyjemności. I po 10 minutach bałem się, że mam do czynienia z typowo amerykańską filozofią, która depresję uważa za słabość, a ten, kto nie umie być radosny 24 godziny na dobę, to frajer i żałosny pierdoła.

Lecz nie! O dziwo spece od Disneya postanowili stworzyć animowaną laurkę dla smutku. Tak! Oto mamy film dla dzieci, który nie boi się powiedzieć wprost, że gdy czujesz się źle, masz prawo do tego. W świecie, który nakazuje nam być nieustannie tryskającym radością przygłupem, ów przekaż (i to w filmie dla dzieciaków) jest nieoceniony. I za to twórcom dziękuję.

PS. W jednej z recenzji filmu odnalazłem ciekawe uwagi. Autor (zastrzelcie mnie, lecz nie pamiętam kto i skąd) poczynił obserwację, że "W głowie się nie mieści" może razić zbyt otwartą prorodzinną propagandą. Serio, doszło już do tego, że ukazywanie rodziny w dobrym świetle to tak wielki zamach na ludzkość? Wiem, że rozwody, że patchworkowy model, że trudno, że samorealizacja, kariera oraz BYCIE SOBĄ, ale do cholerki, to że świat niekoniecznie jest obecnie przyjazny rodzinie, nie oznacza jeszcze, że rodzina sama w sobie jest zła, lecz że warunki społeczne, kulturowe, ekonomiczne nie do końca jej sprzyjają. Zaś osoby, które reagują alergicznie na wszelki pozytywny obraz rodziny, zachowują się trochę jak ten typ ze szkolnej ławy, który nie posiadając chęci i umiejętności, by się uczyć, zaczyna uczniów przykładających się do nauki wyzywać od frajerów i kujonów. Nie chcesz się uczyć? Nie ucz się. Nie chcesz zakładać rodziny? Nie zakładaj. Lecz nie wmawiaj innym, że wiedza i rodzina to wartości z dupy wzięte. I tyle. Marsz do kin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz