czwartek, 15 grudnia 2016

To nie jest kolejny śmieszny wpis

Dawno, dawno temu Krzysztof Grabowski napisał taką piosenkę:

Całkiem spokojnie jem kolację,
wieczerza tłusta,
czuję błogie bezpieczeństwo,
zadowolenie w ustach.

Mój telewizor gra non-stop.
Bomba trafiła w środek tłumu.
Nie ma już co zbierać.
Nawet nie ma już co zbierać.
Pokazuje to kamera.
Zdjęcie ze strony:
http://www.un.org/apps/news/story.asp?NewsID=54769#.WFL7n-d97Dc 

Całkiem spokojnie jem kolację.
Wcale nie chce mi się rzygać.

Dziś treść tej piosenki uderzyła mnie ze zdwojoną siłą.

poniedziałek, 17 października 2016

Kilka słów o Halloween

No, nie mogę. Do 31 października jeszcze dwa tygodnie, a ja już muszę na fb oglądać te wszystkie akcje typu: "Jestem katolikiem, nie obchodzę Halloween", "Jestem patriotą, nie obchodzę Halloween" lub "Jestem amebą, nie obchodzę Halloween". Do jasnej cholery, a ja jestem heteroseksualnym facetem i lubię seks oralny, ale nie piszę o tym na fejsie.

Przez tych wszystkich zatrwożonych anty-halloweenowców nie tylko już dawno przestałem być przeciwnikiem tego święta, ale wręcz stałem się jego zagorzałym zwolennikiem. Nie powiem, też mnie początkowo irytowało bezmyślne małpowanie wzorców from USA, lecz wyjątkowo debilne argumenty przeciwników spowodowały, że od jakiegoś czasu w wigilię Dnia Wszystkich Świętych mam ochotę wsadzić sobie dynię na łeb i krzyczeć: opętało mnie! Opętało mnie!

Dobra, teraz na serio: przedstawię w punktach, dlaczego uważam, że Halloween to zupełnie niewinna zabawa i nic nikomu do tego, jak inni spędzają 31 października:

środa, 5 października 2016

Nieznane zalety przekleństw

Sprawa kłopotliwa: otóż córka, mimo nad wyraz bogatego zasobu słownictwa (jakżeby miało być inaczej, fakt posiadania takiego starego zobowiązuje), ma problem z poprawnym wyartykułowaniem "r". Wszak przyłożenie czubeczka języka do górnych dziąseł i wprawienie go w ruch (lub jak chce Wikipedia: zetknięcie języka z dziąsłami w periodyczny sposób), przepuszczając przy tym powietrze tak, by poruszyć struny głosowe, do najłatwiejszych nie należy. Dlatego generalnie przymykamy oczy na te "lowelki", "cukielki" i inne "plecelki", licząc, że pewnego dnia młoda sama dorośnie do tej wyjątkowo trudnej spółgłoski.

Ostatnio jednak okazało się, że frustracje, które przynosi praca, mogą służyć jako doskonała pomoc logopedyczna.

piątek, 23 września 2016

Męskim okiem o całkowitym zakazie aborcji

Wiem, wiem, oto kolejny samiec, który wypowiada się na tematy, o których nie ma pojęcia, ale skoro już tylu obeznanych w sprawie chłopów się wypowiedziało, to uważam, że głos jednego dyletanta nikomu krzywdy nie zrobi.

Czy uważam, że aborcja jest złem? Uważam. Czy jestem za całkowitym zakazem aborcji? Nie, nie jestem! Ta pozorna sprzeczność wynika z mego osobistego przekonania, że decyzja o przeprowadzeniu aborcji jest zawsze konsekwencją wyboru między jednym a drugim złem. I często właśnie usunięcie dziecka okazuje się złem mniejszym.

Tutaj pewnie jeszcze większość z Was się zgadza, jednak teraz przejdę do spraw dużo bardziej kontrowersyjnych.

czwartek, 22 września 2016

Okrutna prokrastynacjo!

Wiecie, że wczoraj minęły dokładnie 2 miesiące od momentu, gdy umieściłem tutaj ostatni wpis? Karygodne. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że taki ze mnie bloger jak z koziej dupy trąba. A przecież tyle wokół się dzieje.

Jak tylko wróciłem z urlopu, proza życia zawodowego przygotowała dla mnie tyle niespodzianek, że odechciało mi się blogowania. Chociaż nie. Popisałbym sobie, oj, popisał, jednak wizja utraty anonimowości trochę mnie przeraża. Generalnie przyszło nam żyć w czasach, o których bardzo chce się pisać, ale jakoś tak strach, nie?

czwartek, 21 lipca 2016

Syzyf, Godot, wakacje

"Amerykańskie wakacje", reż. Harold Ramis
I oto ponownie zbliża się czas urlopu. Znów na całe dwa tygodnie Syzyf może odłożyć kamlot i się poopierdalać. Oczekiwanie na urlop zaczyna się u mnie od maja. Rozumiecie? Od maja już myślę, jak to będzie wspaniale wyjść z pracy tego ostatniego dnia, spakować się, na mapie wyznaczyć trasę i wyjechać stąd w cholerę. Czasami myślę, że tylko te rozmyślania sprawiają, że potrafię każdego ranka odnaleźć siły, by wstać i ruszyć dupę do pracy.

Nie, nie chcę narzekać. Praca to dobrodziejstwo. Nie musicie mi o tym przypominać. To dzięki niej mam co jeść, pić, mam za co opłacić wodę, prąd i gaz, spłacić kredyt, córce sprezentować nową zabawkę, a czasami nawet to i sobie coś kupić. Więc praca jest ok. Tyle że... no po prostu wyczuwam coś głęboko upokarzającego, że przez ćwierć roku przy jako takim sprawnym stanie utrzymuje mnie świadomość, że przez dwa tygodnie nie będę pracował. Dodatkowo oszukuję się, że te 14 dni będzie niczym wieczność, że po tych 14 dniach wcale nie będzie trzeba wrócić do kieratu. 

To czekanie na upragnione wakacje przypomina trochę czekanie na Godota, czyli na coś, co i tak nigdy się nie ziści. A może w tym całym urlopie najfajniejsze jest właśnie czekanie na urlop, gdyż dzięki temu przez dwa miesiące przyszłość jawi się ciut bardziej kolorowo. Bo co ma się wydarzyć w przyszłości? Ma się wydarzyć 14 dni zupełnej laby. Oczywiście, życie zawsze weryfikuje te pobożne życzenia, gdyż nagle okazuje się, że podczas urlopu jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia i w efekcie czasu na leżenie do góry palnikiem pozostaje niewiele.

Tak czy inaczej, owe desperackie oczekiwanie na wolne pozwala wysnuć przypuszczenia, że ta cała praca wcale nie jest takim super-mega-wypasionym dobrodziejstwem, choć bez niej żyć trudno.

Dwa tygodnie, 14 dni, 336 godzin (mało, cholerka), 20 160 minut, wokół których rozprzestrzenia się ocean bylejakości, ośmiogodzinnych dniówek i porannego wstawania, rozjaśniany regularnie wolnymi weekendami i świętami.

14 dni.

Nie chce narzekać, ale to jest, kurwa, stanowczo za mało!

wtorek, 19 lipca 2016

Jak było w cyrku

"Cyrk", reż. Charlie Chaplin
Ok. Dziś opowiem inną historię. Co kilka miesięcy przy przedszkolu mojej córki pojawia się cyrk. Fajna miejscówka, prawda? Wieziesz rano dzieciaka, dzieciak dostrzega namiot i zaczyna marudzić, że tak bardzo chceeee dooo cyrkuuu!!! Można wymigać się raz, można dwa, ale za trzecim razem stwierdziłem: a chuj tam! Ostatni raz w cyrku byłem w wieku jakichś 11 lat, więc może warto ujrzeć te wszystkie dziwowiska oczami dorosłego człowieka. Rzekłem zatem: - Dobra, córcia! Dziś, gdy wrócę z pracy, zabieram cię do cyrku!!!
- Hurraa!!! - wykrzyknęła mała.

Kilka miesięcy już minęło od tego wydarzenia, pewnie niektóre detale zatarły się w mej pamięci, lecz relację przedstawię, i już! Ku przestrodze! Bo, moi drodzy, nie chodzi o to, że cyrki to rozrywka dla plebsu. Nie. Cyrki to zło! A przynajmniej ten, który widziałem. Aż żałuję, że uleciała mi jego nazwa z pamięci.

piątek, 1 lipca 2016

Krajobraz po bitwie

Zdjęcie z portalu Wirtualna Polska



Stało się. Euro 2016 skończyło się dla nas. Na osłodę można dodać, że w wielkim stylu. Sam się dziwię, że piszę Wam o piłce nożnej, gdyż - tak mówiąc po cichu i w sekrecie - piłkę nożną mam tam, gdzie dość niepolitycznie jest przyznawać, że się cokolwiek ma.

Ale w tym roku mnie poniosło. Każdy z pięciu meczów oglądałem niczym thrillery Hitchcocka. Przyglądałem się nie tylko bitwom na boisku, ale też rozkminiałem tę całą okołopiłkarską atmosferę.

Sam nie umiem tego wytłumaczyć, ale przez okres brylowania naszej drużyny na Euro wszystko, cholerka, było jakieś żywsze, prostsze, pełne optymizmu. W mej głowie zaś zaczęło się pojawiać coraz więcej myślenia magicznego...

środa, 15 czerwca 2016

Jezus - życie i twórczość

Przy jeziorze, gdzie lubimy spacerować, stoi sporo kapliczek leśnych. Co chwilę pojawiają się a to Matka Boska, a to Jezus ukrzyżowany. No i w tym roku córka zaczęła zadawać pytania natury teologicznej.

- Co to za pan?
- Jezus Chrystus - odpowiadam. - Pamiętasz, kto się urodził w Boże Narodzenie?
- No. Pan Jezus.
- Właśnie. To tutaj wisi ten sam pan Jezus.
- Wisi? - ze zdziwieniem powtarza młoda.
- No tak. Został ukrzyżowany.
- Ale jak to ukrzyżowany.
- No, normalnie... - zaczynam, jakby w krzyżowaniu ludzi było cokolwiek normalnego, i z grubsza omawiam całą procedurę.
- A za co mu to zrobili? - mała drąży dalej. Chwilę myślę, co by jej tutaj odpowiedzieć, i w końcu odpalam:
- Wydaje mi się, że za obrazę uczuć religijnych.
Młoda ze zrozumieniem pokiwała głową i tego dnia już więcej nie wracaliśmy do tematu.

czwartek, 9 czerwca 2016

Te wszystkie ludzkie potwory

"Carrie", reż. Brian  de Palma
Ostatnie tygodnie przed wakacjami nie są zbyt fortunne dla mojej córki. Wpierw z rozpędu wleciała w zamek z klocków, zbudowany przez niejakiego C. W ramach odpowiedzi na tak okrutną nonszalancję wobec swego talentu architektonicznego C. moją córką opluł, po czym dodał, że nigdy jej tego nie wybaczy. Dzień później oliwy do ognia dolała mała manipulatorka N., która oficjalnie uznała moją córkę niegodną zabaw z nią oraz jej koleżankami. No i zaczęło się. Pod sam koniec cudownie bezproblemowego  pierwszego roku w przedszkolu córka wreszcie się dowiedziała, że rówieśnicy bywają czasami (a może nawet i całkiem często; wszak wiem tylko tyle, ile córka mi zdradziła – a właściwie ile z niej razem z żoną wyciągnęliśmy) niezłymi kutasami. Efekt? Co rano marudzi, że za żadne skarby nie chce iść do przedszkola. Dziś natomiast, gdy skończyłem wcześniej pracę i mogłem ją zabrać na jej ukochany plac zabaw, okazało się na miejscu, że nie ma zamiaru tam iść, bo… na placu są inne dzieci!

piątek, 20 maja 2016

Stare śmieci, nowe auto, czyli wpis złożony z rezygnacji, zmęczenia i frustracji

Więc jest tak:
a) nie zostanę pisarzem;
b) póki co, pozostanę dokładnie w tym miejscu, w którym jestem;
d) dopadło mnie permanentne wiosenne zmęczenie;
e) właśnie zauważyłem, że zabrakło tutaj podpunktu c), zatem wstawię go zamiast podpunktu f);
c) boję się oglądać wiadomości, słuchać radia, czytać gazet, bo z jednej strony gigantyczny PiS, z drugiej nieporadna jak dziecko "łopozycja";
g) nie mam pojęcia, czy teraz powinien być podpunkt g), czy jeszcze jednak podpunkt f);
h) skoro przed chwila było jednak g), teraz musi być h)
i) i koniec wyliczanki.

A - jest jeszcze jedna rzecz: wyjątkowo drażliwa i spędzająca sen z oczu perspektywa kupna nowego samochodu.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Nie jestem kobietą, więc się wypowiem...

Uchwała z 7 stycznia 1993 r. wprowadziła do kodeksu karnego następujące zmiany:
§ 3. Nie popełnia przestępstwa określonego w § 1 lekarz (...) w przypadku gdy:
1) ciąża stanowiła zagrożenie dla życia lub poważne zagrożenie dla zdrowia matki, stwierdzone orzeczeniem dwóch lekarzy innych niż lekarz podejmujący działanie, o którym mowa w § 1, przy czym orzeczenie to nie jest niezbędne w przypadku natychmiastowej konieczności uchylenia zagrożenia dla życia matki,

2) gdy śmierć dziecka poczętego nastąpiła wskutek działań podjętych dla ratowania życia matki albo dla przeciwdziałania poważnemu uszczerbkowi na zdrowiu matki, którego niebezpieczeństwo zostało potwierdzone orzeczeniem dwóch innych lekarzy,
3) badania prenatalne, potwierdzone orzeczeniem dwóch lekarzy innych niż lekarz podejmujący działanie, o którym mowa w § 1, wskazują na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu,
4) zachodzi uzasadnione podejrzenie, potwierdzone zaświadczeniem prokuratora, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
§ 4. W szczególnie uzasadnionych przypadkach sąd może odstąpić od wymierzenia kary wobec sprawcy przestępstwa określonego w § 1.
Przypomnę tylko, że art. 1 owej ustawy brzmi tak:
Art. 1. 1. Każda istota ludzka ma od chwili poczęcia przyrodzone prawo do życia.
Tłumacząc z polskiego na nasze: już w okresie prenatalnym, nasze życie jest chronione przez prawo, chyba że:
- płód zagraża życiu matki lub jej zdrowiu;
- płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony;
- płód jest efektem gwałtu.

Ów kompromis aborcyjny nie tylko reguluje (a właściwie powinien regulować) tę jakże delikatną materię, ale też dowodzi, że kiedyś państwo polskie nie miało jednak obywateli w głębokim poważaniu.

wtorek, 22 marca 2016

Będę pisarzem!

Długom nie pisał, wybaczcie. Chociaż nie, to nie tak, że nie pisałem, bo robiłem to cały marzec i przez połowę lutego. I jestem ze swego pisania dumny. Oto pierwszy raz w życiu stworzyłem skończone dzieło literackie!

Wiele razy już zabierałem się za takie przedsięwzięcie, lecz zazwyczaj, w okolicach drugiego rozdziału, słomiany zapał mijał. Teraz jednak było inaczej! Dlaczego? Odpowiedź jest banalna: w grę wchodzą pieniądze!

Już w zeszłym roku żona zwróciła moją uwagę na konkurs ogłoszony przez sklep Biedronka. Tyle że uczyniła to w połowie marca, a teksty trzeba było nadsyłać do końca miesiąca. W dwa tygodnie niczego dobrego się nie napisze. Ba, nawet coś złego trudno spłodzić w tak krótkim terminie.

Lecz w tym roku się zmobilizowałem i dziś przesłałem skończony tekst na tę oto stronę: PIÓRKO 2016. Co prawda, nigdy nie sądziłem, że mój debiut prozatorski będzie przeznaczony dla czytelnika mieszczącego się pomiędzy 4 a 10 rokiem życia, lecz - jak kiedyś przeczytałem - Bóg spełnia nasze marzenia w najbardziej nieoczekiwany sposób.

Dobra, wymądrzam się, jakbym już wygrał ten konkurs, a rozstrzygnięcie ma przecież nastąpić dopiero w pierwszej połowie maja. Trzymajcie zatem kciuki. Chyba, że sami też wysłaliście tam teksty, wtedy - rozumiem, trudno kibicować konkurencji.

Na koniec refleksja: Wiecie, jak się pisze książki dla dzieci? Cholernie trudno! To była najcięższa, najbardziej wyczerpująca i najniewdzięczniejsza rzecz, którą przyszło mi w życiu napisać, a trochę już się napisałem. Kończysz akapit. Patrzysz - cudo, lecimy dalej. Ale potem czytasz drugi raz i trzeci, i przypominasz sobie, że piszesz opowiadanie dla dzieciaków, więc upraszczasz, jak tylko możesz, wszystkie wielokrotnie złożone zdania (do których masz pewną słabość), stawiając na piękno prostoty. Prostoty, nie prostactwa, a przeredagowany akapit właśnie sprawia dość prostackie wrażenie. Więc redagujesz ponownie, stawiając na złoty środek, a to, jak wiadomo, jest najtrudniejsze.

Na dziś tyle. Tytułu opowiadania nie zdradzę, gdyż - w przypadku wygranej - nikt nie będzie chciał kupić książeczki takiego frustrata. Natomiast w przypadku przegranej, podzielę tekst na odcinki i zacznę je umieszczać tutaj. Co wy na to?

Odmeldowuję się!

czwartek, 25 lutego 2016

...żebyś był dziewczynką, wolałbym!

"Billy Elliot", reż. Stephen Daldry
Jak to leciało? Zasadzić drzewo, zbudować dom, spłodzić syna? Też znacie ten niewypowiedziany głośno przesąd, że dopiero spłodzenie potomka płci męskiej ostatecznie potwierdza męskość ojca? Zazwyczaj towarzyszą mu radośnie wyrafinowane teksty o trudnej sztuce robienia dziury w dziurze i tak dalej.

Cóż..., może to wynik powszechnego kryzysu męskości, może najzupełniej prywatna obawa, że się nie sprosta roli męskiego autorytetu..., a może po prostu współcześni chłopcy są tak STRASZNIE POPAPRANI, że szczerze wolę posiadać 6 córek, które za 15 lat będą miały w tych samych dniach okres, niż jednego syna. Bo powiedzcie mi: kto im wszystkim ukradł ten testosteron?


środa, 17 lutego 2016

Dziś w nocy robimy 500+

"Sens życia wg Monty Pythona", reż. Terry Gilliam i Tery Jones

Z pierwszym, o dziwo, poszło jak po maśle. Miało się urodzić i się urodziło. Wystarczyło kilka razy wykonać akt kopulacyjny, olewając jakiekolwiek zabezpieczenia, i po chwili były już efekty. Już kiedyś to napisałem: człowiek niby wie, że seks może zaowocować narodzinami dziecka, lecz dopóki nie przytrafi mu się to osobiście, sceptycznie podchodzi do tego oczywistego faktu.

Nam się jednak udało. Udało tak bezproblemowo, że odgórnie założyliśmy, iż z kolejnym dzieckiem - o ile zechcemy mieć takowe - też pójdzie sprawnie niczym w supermarkecie. A tu dupa. Dodatkowo, kilka miesięcy temu pojawił się kolejny stresogenny "motywator", czyli słynne na cały świat "500+".

piątek, 5 lutego 2016

Sieci w sieci

Wczoraj mogliśmy w Wyborczej przeczytać co nieco o ustawie inwigilacyjnej:


W czwartek ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda. Nowe przepisy wejdą w życie w niedzielę. Już w poniedziałek jego rzecznik mówił w radiowej Trójce, że prezydent "ma już pełną wiedzę", co w niej się znajduje. 
Zgodnie z ustawą służby i policja będą bowiem mogły - bez zgody sądu - sięgać po dane pocztowe, telekomunikacyjne i internetowe obywateli. Bez problemu pozyskają zatem informacje o użytkowniku konta, jego lokalizacji, o tym, z kim się kontaktuje. - Ustawa pozwala na tworzenie szczegółowych profili użytkowników internetu - wskazywał podczas prac sejmowej komisji Wojciech Kalicki z fundacji Panoptykon. 

Krótko mówiąc..., jest nieźle.

sobota, 23 stycznia 2016

Głos w sprawie wegetarianizmu

Długom szukał tematu, który by mnie ostatnimi czasy tak mocno wkurzał, że aż nakazywał przelanie swej frustracji na papier - i padło na wegetarian. Żeby była jasność - jeśli po prostu mięso ci nie smakuje lub czujesz do niego organiczny wstręt, rozumiem twój wybór, zajadaj się w spokoju zielenizną. Jeśli jednak za twym wyborem stoi jakakolwiek idea mówiąca o poszanowaniu życia i miłowaniu braci mniejszych, to kochany - jesteś po prostu hipokrytą. Dlaczego? O tym w dalszej części.