Całkiem spokojnie jem kolację,
wieczerza tłusta,
czuję błogie bezpieczeństwo,
zadowolenie w ustach.
Mój telewizor gra non-stop.
Bomba trafiła w środek tłumu.
Nie ma już co zbierać.
Nawet nie ma już co zbierać.
Pokazuje to kamera.
Zdjęcie ze strony: http://www.un.org/apps/news/story.asp?NewsID=54769#.WFL7n-d97Dc |
Całkiem spokojnie jem kolację.
Wcale nie chce mi się rzygać.
Dziś treść tej piosenki uderzyła mnie ze zdwojoną siłą.
Nie ukrywam, że mój pierwszy tekst po dwumiesięcznej przerwie miał być o czymś zupełnie innym. Wczoraj napisałem nawet dobrą połowę. Lecz teraz jego temat wydaje mi się zupełnie nieistotny. Siedzę przy laptopie, za oknem widzę roziskrzoną na ulicy choinkę, a jej blask wydaje mi się tak niestosowny, tak kurewsko nieprzyzwoity, że autentycznie jest mi wstyd.
Ale po kolei. Skończyłem pracę, odebrałem córkę od teściów i ruszyliśmy autem do domu. Jechaliśmy polską drogą przez grudniową szarugę i gadaliśmy, co będziemy robić po powrocie. Zjemy obiad, potem pójdziemy na spacer. Gdy wrócimy, obejrzymy kilka bajek, potem ją wykąpię, zrobię jej kolację, poczytam książkę przed snem, a potem, rzecz jasna, przytulę ją, gdy będzie zasypiać. Przedtem, oczywiście, wybierze sobie pluszaka, który będzie jej towarzyszył podczas snu. W myślach dopisałem dalszą część wieczoru: gdy mała zaśnie, wezmę kąpiel, otworzę piwo, poczytam książkę lub obejrzę coś w tv, może posłucham jedną ze swoich płyt. Wreszcie przyjdzie żona, pogadamy przed snem, może nawet uskutecznimy jakiś seks i będzie miło, gdy będziemy zasypiać. To było tak oczywiste jak świadomość, że jutro znów wzejdzie słońce.
I wtedy usłyszałem w radiu informacje z Aleppo. O tym, że wśród ofiar są kobiety i dzieci. Fragment wypowiedzi młodej mieszkanki tego miasta, proszącej dosłownie każdego, kto słyszy jej słowa, o pomoc. Jak to, kurwa, możliwe, że ja tutaj zastanawiam się nad problemami w pracy lub w jaki sposób ozdobię przed świętami żywopłot przed domem, a tam rozstrzeliwani są ludzie. Że jestem świadom tego faktu, a jednak bezsprzecznie pójdę na ten spacer, otworzę piwo, będę się kochał. I wcale nie będzie chciało mi się rzygać. Nie poczuję skurczu w żołądku, nie doznam strachu, w weekend pojadę dokupić resztę prezentów na święta. I tyle. A być może do świąt wschodnie Aleppo zamieni się w ogromny cmentarz. Poczułem wstyd i bezradność. Co niby miałbym zrobić?
Przelałem 50 zł na konto Polskiej Akcji Humanitarnej. Myślałem na początku o stówie, lecz święta, prezenty, Sylwester, paliwo, kino, piwo. Lecz poświętne promocje, lecz AC, lecz debet... Jakie to wszystko mizerne. Opłaciłem swój wstyd 50 złotymi, bo mej wygodnej dupy nie stać na więcej. Czułem przepełniony hipokryzją smutek, lecz nadal miałem wrażenie, że to o mnie śpiewał Grabowski w zacytowanej powyżej piosence "Pidżamy Porno".
Prawda jest taka, że niewielu z nas ma jakiekolwiek pojęcie, co w tej chwili przeżywają mieszkańcy Aleppo. Mało tego - nikomu z nas taka wiedza nie jest potrzebna. To przecież tak daleko. Nawet sprawdziłem na Google Maps: moje obecne miejsce zamieszkania i Aleppo dzieli niecałe 3 500 km. Daleko, nie? Wystarczająco daleko, by stłumić w sobie ten wstyd i cieszyć się zbliżającymi świętami. Tak daleko, że wcale nie chce mi się rzygać.
A że, teorytycznie, prędzej czy później każde miasto na ziemi może podzielić los Aleppo? Nie, nie myślmy o tym. Ucałujmy dzieci, przytulmy żonę, a nim przyniesiemy do domu półżywego karpia, nie zapomnijmy sprzedawcy życzyć wesołych świąt.
Przelew na konto Polskiej Akcji Humanitarnej można zrealizować tutaj:
http://www.pah.org.pl/wspieraj-nas/121
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz