piątek, 5 lutego 2016

Sieci w sieci

Wczoraj mogliśmy w Wyborczej przeczytać co nieco o ustawie inwigilacyjnej:


W czwartek ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda. Nowe przepisy wejdą w życie w niedzielę. Już w poniedziałek jego rzecznik mówił w radiowej Trójce, że prezydent "ma już pełną wiedzę", co w niej się znajduje. 
Zgodnie z ustawą służby i policja będą bowiem mogły - bez zgody sądu - sięgać po dane pocztowe, telekomunikacyjne i internetowe obywateli. Bez problemu pozyskają zatem informacje o użytkowniku konta, jego lokalizacji, o tym, z kim się kontaktuje. - Ustawa pozwala na tworzenie szczegółowych profili użytkowników internetu - wskazywał podczas prac sejmowej komisji Wojciech Kalicki z fundacji Panoptykon. 

Krótko mówiąc..., jest nieźle.

 Nim przejdę dalej, kilka uwag:
- nie, nie uważam, że "Gazeta Wyborcza" ma monopol na prawdy objawione;
- nie, nie jestem tak naiwny, by wierzyć, że wcześniej inwigilacja w sieci się nie odbywała.

Kochani - największym dyktatorom nie śniło się, że kiedykolwiek ludzie zaczną sami - bez przesłuchań, tortur, przemocy psychicznej - tyle mówić publicznie o swym życiu. Nie tylko chodzi o to, że odkrywamy przed światem swe przekonania, aspiracje, marzenia, preferencje seksualne i upodobania gastronomiczne. Sygnujemy też owe wynurzenia swym imieniem, nazwiskiem, miejscem zamieszkania oraz siatką znajomości. Gdyby nam się chciało, powiedzmy przez miesiąc, obserwować poczynania tylko jednego z naszych znajomych w sieci, skrzętnie notować i analizować każdy jego ruch, wiązać go z innymi poczynaniami, wiedzielibyśmy o nim więcej niż on sam. Tyle że większości z nas się nie chce robić takich rzeczy (dobra, mi się nie chce). Ustawa inwigilacyjna natomiast otwiera wiele nowych miejsc pracy, w których ludziom nie tylko będzie się chciało robić takie rzeczy, ale też będą mieli za to płacone.

Powiedzmy otwarcie - Facebook to spełniony sen Stalina i jestem święcie przekonany, że poprzednie władze także skrzętnie korzystały z tych dobrodziejstw XXI wieku. Nie bez powodu zatem jeden z głównych argumentów obrońców ustawy inwigilacyjnej brzmi: "A co ty sobie myślisz, że niby PO nie inwigilowało?" Inwigilowało, to pewne. Ale też czas skończyć z tym durnym podziałem, wymuszającym od razu reakcje w stylu: "Krytykujesz PiS? Jesteś zatem pachołkiem Tuska". PO niech tam sobie kona w spokoju, my zaś musimy sobie uświadomić, że podział na tych od PiS-u i tych z PO zakończył się wraz z ostatnimi wyborami.

A co do partii rządzącej - głośno trąbiono w kampanii wyborczej o rozliczaniu poprzedniego rządu ze swych poczynań. Ale jakoś z inwigilowania obywateli nikt PO rozliczać nie chce. Dlaczego? Najwidoczniej w tej drobnej sferze PiS popierał PO całym sercem. Tak bardzo popierał, że uznał, iż czas najwyższy powiedzieć obywatelom wprost - tak, jesteście inwigilowani; tak, od niedzieli robimy to na pełnym legalu.  Przyznajmy - przynajmniej nie owijają w bawełnę. Powiem, że trzeba mieć jaja, by przepchnąć taką ustawę w kilka miesięcy po objęciu władzy. Niemal mi zaimponowali.

No dobrze - pomyśli sobie przeciętny Kowalski - ale przecież wszystkich inwigilować nie będą, tylko tych, którzy z jakichś powodów są podejrzani... O słodka naiwności - wszyscy jesteśmy podejrzani. Jesteś kibicem? Być może po godzinach planujesz ustawki pod lasem. Jesteś samotny? Masz zatem sporo czasu i miejsca, by robić wiele niecnych rzeczy w swym domu. Uwielbiasz muzykę? Super, zobaczymy, z jakich źródeł ją pobierasz. Lubisz sobie pooglądać pornoski po godzinach? Zobaczymy, ile razy znalazłeś się na stronach z nielegalnym treściami; nie ważne, że trafiłeś tam przez przypadek. Żyjesz w szczęśliwym małżeństwie, masz dwójkę fajnych dzieciaków, co roku na wakacje jeździsz na tropikalne wyspy, córka kończy dobre studia, a żona kupiła sobie niedawno nowe auto? Gratulujemy, a teraz wspólnie zastanówmy się - skąd na to wszystko masz.


Zastanówmy się, jak wiele naszych codziennych czynności, wyborów, radości i dramatów zostaje poprzedzonych zaciągnięciem porady u wujka Google. I znów - wiem, że nie tylko rząd zbiera o nas dane, lecz zbiera każdy. Ale czym innym wykorzystywanie tych informacji, by jak najdokładniej przygotować kampanię reklamową nowej usługi, a czym innym jest szperanie w prywatnych wiadomościach, by... no właśnie, po co? Po jaką cholerę rząd chce mieć wgląd w każdą wiadomość każdego z nas? I żadna moralnie uzasadniona odpowiedź nie przychodzi mi do głowy.

Pewnie nie każdy z nas będzie profilowany przez..., no właśnie, przez kogo. Mogą to być super tajne służby, o których istnieniu nawet prezydent nie wie, a może być to też dzielnicowy Nowak, który po prostu chce dooobrze wiedzieć, jacy ludzie mieszkają w jego rejonie.

Wyobraźcie sobie - ktoś sobie uzurpuje prawo, by móc w każdej chwili wejść do waszej sypialni, zaś ty nie masz prawa go stamtąd wygonić. Zapewne tego nie zrobi, lecz może. Udanego seksu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz