czwartek, 25 lutego 2016

...żebyś był dziewczynką, wolałbym!

"Billy Elliot", reż. Stephen Daldry
Jak to leciało? Zasadzić drzewo, zbudować dom, spłodzić syna? Też znacie ten niewypowiedziany głośno przesąd, że dopiero spłodzenie potomka płci męskiej ostatecznie potwierdza męskość ojca? Zazwyczaj towarzyszą mu radośnie wyrafinowane teksty o trudnej sztuce robienia dziury w dziurze i tak dalej.

Cóż..., może to wynik powszechnego kryzysu męskości, może najzupełniej prywatna obawa, że się nie sprosta roli męskiego autorytetu..., a może po prostu współcześni chłopcy są tak STRASZNIE POPAPRANI, że szczerze wolę posiadać 6 córek, które za 15 lat będą miały w tych samych dniach okres, niż jednego syna. Bo powiedzcie mi: kto im wszystkim ukradł ten testosteron?


Może wyjdę na straszną konserwę, tyrana-patriarchę lub klasyczny heteromagnes (czym jest heteromagnes, dowiecie się z klipu kończącego tekst), lecz gdy obserwuję kuzynów i kolegów mej córki, coraz większe zdumienie mnie ogarnia. Oto jeden z nich jak gdyby nigdy nic zapiernicza sobie na zajęcia zumby, drugi przeżył ogromną traumę, kiedy koleżanka w przedszkolu pogroziła mu pistoletem (dodam dla pewności, że był to sztuczny pistolet), trzeci zaś i najstarszy dla swej młodszej kuzynki... wyszył na walentynki serduszko!

Ok, ok. Też posiadam w sobie pierwiastek kobiecy - lubię "Pretty woman", uwielbiam Julię Marcell i Anię Rusowicz i generalnie uważam, że feministki mają sporo racji - ale, na Boga, gdyby prócz tych słabostek owe chłopaki wykazywały choć trochę męskiej drapieżności... Już moja córka, nawet gdy ma zaplecione warkoczyki, na sobie zaś sukienkę w kucyki Pony, wydaje mi się bardziej męska od tych chłopców. Gdy coś jej nie pasuje, najzwyczajniej w świecie się wkurwia, zamiast beczeć po kątach. Doskonale wie, czego chce. Gdy się przewróci, otrzepuje kolana i leci dalej, oraz buja się przy Metallice. Dla porządku - lubi też mieć pomalowane paznokcie, chce być baletnicą i uwielbia ciuszki. Czyli, że jest w niej jakaś równowaga.

Ale jedźmy dalej. Gdy zaczynaliśmy wozić córkę do przedszkola, jedynymi istotami, które najdłużej i najdonośniej rozpaczały, że oto MAMUSIA ZOSTAWIA ICH NA PASTWĘ LOSU W TYM OKRUTNYM MIEJSCU, byli chłopcy. A kiedy mieliśmy "przyjemność" oglądania z żoną treningu piłkarskiego dzieciaków z podstawówki... Słodki Jezu, że się nie pozabijali o tę piłkę, to sukces. Rozumiem, że nie każdy musi mieć smykałkę do gier zespołowych (ja nie mam), ale skoro oni byli na treningu piłkarskim, logicznym wnioskiem jest, że byli to najlepsi piłkarze w tamtej szkole. Co zatem zaobserwowaliśmy? Zupełny brak umiejętności słuchania poleceń trenera, chłopców zajętych tylko i wyłącznie sobą, i mających w dupie fakt, że piłka nożna to gra zespołowa, oraz bramkarza, który, gdyby mógł, schowałby się przed tą pieprzoną piłeczką za bramkę. Jakby tego było mało - najlepszym zawodnikiem w zespole była dziewczyna. Dodajmy też, że była najwyższa. Serio, mogłaby napluć tym wszystkim chłopaczkom na ich piłkarskie łepetyny.

W okresie dorastania ponoć jest jeszcze weselej. Widzieliście "Salę samobójców"? Jaa pitolę - najbardziej okrutne i chamskie napięcie przedmiesiączkowe mojej żony jest niczym pieszczota w porównaniu z wahaniami nastrojów głównego bohatera, który zachowuje się przez cały film mniej więcej tak:

Gdy wreszcie łaskawie - uwaga: spojler - w finale filmu odwala kitę, zażywszy uprzednio jakieś srogie piguły - widz nie tyle przeżywa katharsis, ile autentycznie płacze ze szczęścia. Panie Boże, zaklinam cię, nie pokaraj mnie takim oto samcem w domu, bo, jak mamę kocham, wstąpię do klasztoru i spędzę resztę swego żywota na przepraszaniu świata za swe dziecko.

Dobra, żarty żartami, ale zgodzicie się, że coś złego się dzieje w państwie męskim. Moja teoria jest taka, że współczesny facet już zupełnie nie wie, jak ma się zachowywać współczesny facet. Być szorstkim brutalem czy zadbanym wrażliwcem, zdobywcą czy zdobywanym, przepuszczać kobiety w drzwiach czy nie, całować w dłoń czy nie. Bo wiecie: jedną lubią być w drzwiach przepuszczane, inne zaś odbierają ten gest jako jawny zamach na ich niezależność. Niedługo, by uniknąć potencjalnych nieporozumień, będzie trzeba się pytać: droga pani, chcę się dowiedzieć, co panią bardziej obraża - przepuszczanie czy nieprzepuszczanie przez drzwi?

W tym ogólnym zagubieniu i nieporadności względem płci przeciwnej, faceci, miast być facetami, wybierają wygodniejsze wyjście i upodobniają się do tych istot, które już od kilku dekad doskonale wiedzą, czego chcą. Które mogą się trzymać za ręce, choć są tej samej płci, wybuchnąć płaczem, gdy sytuacja je przerasta, strzelić focha - nawet bez powodu - i nie znać się na piłce, bo nawet nie znając się na niej, i tak są najlepszymi piłkarzami w drużynie. Dlatego, miast syna, chcę córkę. Jeszcze jedną. A jak się urodzi syn, po prostu skasuję ten wpis, by mi w przyszłości nie przeszedł jakieś traumy, załamania czy innego stanu godnego tego frajera z książki Goethego - Wertera.

A wszystkim osobom, które tęsknią za klasyczną męskością, dedykuję poniższy utwór: 



PS. Tytuł posta stanowi cytat z piosenki "Niemęskie granie" Afro Kolektywu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz