czwartek, 2 lutego 2017

Najcenniejszym darem jest spokój ducha, którego za cholerę nie posiadam

Wybaczcie trwającą ponad miesiąc blogową absencję, lecz muza wkurwu opuściła mnie gdzieś w okolicach połowy grudnia i chyba do teraz nie wróciła. Jerzy Pilch kiedyś zauważył, że czytanie jest bratem pisania, jedno do drugiego dąży, jedno drugim się inspiruje. Niestety, z czytaniem u mnie ostatnio krucho. Nie potrafię skupić się na żadnej książce. Próbowałem "Inną duszę"Orbitowskiego - wynudziło mnie. Próbowałem "Rok królika" Joanny Bator - odrzuciło mnie. Próbowałem wiersze, eseje, opowiadania, horrory, kryminały, biografie - absolutnie nic ostatnimi czasy nie potrafiło na dłużej przyciągnąć mojej uwagi.


I tak męczyłem się cały styczeń, wyrzucając sobie, że jeśli zaraz czegoś nie przeczytam, przyjadą smutni panowie z teczkami i odbiorą mi tytuł magistra. Widzicie więc: czytanie bratem pisania, a skoro niczego nie udało mi się w całości przeczytać, niczego też w całości nie napisałem, choć miałem jedno podejście, nawet sporo tekstu wypociłem z siebie, lecz jednak zbyt mało, by przedsięwzięcie sfinalizować.

A propos wypocenia się. Wiecie, że jakieś 10 lat temu pisywałem wiersze? Serio. Niektóre z nich nawet da się po dziś dzień czytać bez zgrzytania zębami. Dziś już wiersza nie napiszę. Wypociłem całą poezję. Obawiam się, że obecnie wypacam też prozę. I słusznie. Czas przestać brodzić wśród pierdół, tylko zawiązać sobie krawat i stanąć dorosłymi stopami na równym gruncie. Yeah!

Jednak pod koniec stycznia wpadła mi dłonie książka Małgorzaty Halber Najgorszy człowiek na świecie. Od dwóch lat obiecywałem sobie, że w końcu to przeczytam, udało się jednak dopiero teraz. Kim jest pani Halber? W skrócie: moje pokolenie pamięta ją jako jedną z nieletnich prezenterek programu "5-10-15", inni znają ją jako najmądrzejszą prezenterkę stacji VIVA, zaś dwa lata temu, wraz z premierą wspomnianej książki, Polska poznała ją jako kobietę, która boryka się z chorobą alkoholową. Jak to, kuźwa? - pomyślałem w pierwszej chwili, gdy się dowiedziałem o tej rewelacji - ta zajebiście mądra dziewczyna, która nie wiadomo w jaki sposób trafiła w sam środek świata celebrytów, jest alkoholiczką? Nie, żebym był specjalnym fanem dokonań Małgosi Halber, lecz jakoś tak po ludzku lubię ją, samemu do końca nie wiedząc dlaczego.

W końcu zacząłem czytać książkę, która zaczyna się od znamiennego: "nie wiem, od czego zacząć". Już w okolicach dziesiątej strony coś mnie tknęło: czy przypadkiem pani Małgosia nie jest koziorożcem. Po prostu miejscami czułem, jakby Halber mówiła moim językiem. O ile autorka Najgorszego człowieka na świecie pisze w pewnym momencie, że ludzie z uzależnieniami potrafią doskonale się odnaleźć w tłumie, o tyle ja twierdzę, że również koziorożce potrafią szybciutko się odnaleźć. Niestety, jak donosi internet, Małgorzata Halber urodziła się 2 lutego, czyli że jest wodnikiem. Po sąsiedzku z koziorożcem, lecz jednak z zupełnie innym ciężarem gatunkowym. Do czego zmierzam? Jestem koziorożcem, więc chyba mogę tak napisać: nie ma bardziej porypanego znaku od koziorożca..., chyba że weźmiemy wodnika. Te dwa zimowe znaki przynoszą światu ludzi, których jedynym celem istnienia jest manifestowanie swego niedopasowania. Zdarzają się w jednym i drugim znaku jednostki wybitne. Wszak koziorożcami byli lub są nadal: Adam Mickiewicz, Federico Fellini, Wojciech Smarzowski, David Lynch, Marcin Świetlicki; słynnymi wodnikami zaś: W.A. Mozart, Tadeusz Kościuszko, Bob Marley.

Pozwólcie, że wypowiem się za siebie, panią Małgosię oraz tych wszystkich zacnych mężów, których przed chwilą wymieniłem? Wiecie, kim są koziorożce i wodniki? Najgorsze jest to, że są kurwa po trochu każdym: duszami towarzystwa oraz tymi, którzy podpierają ściany, ludźmi stojącymi ponad, a zarazem lezącymi pod, doskonale łączą w sobie poczucie wyższości z kompleksem niższości (serio, da się!), są egocentrykami, lecz potrafią oddać ostatnie pieniądze, jeśli tylko cel uznają za słuszny. Koziorożce dodatkowo często sprawiają wrażenie osób, które bardzo łatwo nawiązują kontakty; nikt kurwa nie wie, jak wiele wysiłku nas kosztuje ta "łatwość". Kochani, wiem, że umiem się z każdym dogadać, z każdym; jednocześnie czując się od każdego gorszym.

Patrzę na zdjęcie Małgosi Halber z okładki i wiem, że chciałbym się spotkać się z nią, choćby po to, by jej powiedzieć, że doskonale ją rozumiem. Poczucie wiecznego niedopasowania połączone z wyśrubowaną ambicją jest cholernie męczące. Co prawda nie miałem okazji być na terapii AA, lecz kto wie, wszystko jeszcze przede mną. Od półtora miesiąca nie napisałem niczego nowego, od ponad roku moje jaja ściska potwór zwany dorosłością. Dziś wpadłem w taką panikę, że po prostu musiałem napić się czegoś z alkoholem. Skąd panika? Wstyd mówić, większość z Was machnęłaby ma to ręką, dla mnie to problem fundamentalny. Boję się przyszłości, boję się pracy, boje się siebie, a ta pizda zwana rzeczywistością nie daje taryfy ulgowej. I jak tu się nie napić?

Pani Małgosiu, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz