Z filmu "Wakacje" Harolda Ramisa |
Obawa pierwsza: po drodze samochód się spieprzy. Wiem, wiem, Europejczyk gardzi wakacjami, na które musi jechać własnym autem. Cóż - w tym roku (i w kilka poprzednich zresztą też) jedziemy nad Bałtyk. Dlatego też kolejną igiełką w me serce są powszechne doniesienia, że nad polskie morze to tylko wiejskie sznurki zaiwaniają. Skoro tak, musicie przyjąć do wiadomości, że czytacie blog wiejskiego sznurka. Przykro mi.
Zatem - psuje się samochód. Dlatego przed wyjazdem zawsze oddaję auto do mechanika, by ewentualne usterki wyeliminował. O dziwo, za każdym razem jest ich więcej, niż pierwotnie zakładałem. Wiąże się to zawsze ze sporymi i nieprzewidzianymi kosztami, to zaś z kolei powoduje nadszarpnięcie (i tak niewielkiego) urlopowego budżetu. No i wkurw gotowy. Już widzę oczyma wyobraźni, jak szczędzimy na wszystkim nad tym pieprzonym morzem. "Tata! Chcę balon! Tata! Pić! Tata! Autka! Tata! Wata". Srata-tata, w dupę jebana, za przeproszeniem, mać! Nastawiają tego cholerstwa od Suwałk po Niemcy, a ty się z dzieciakiem szarp. Potem dochodzi jeszcze żonka szczebiocąca, że można by pojechać jeszcze tutaj, jeszcze tam, a jak już tu jesteśmy, to można jeszcze tę fajną knajpkę, wiesz, odwiedzić. Idziemy na plażę? Fajnie! Trzeba tylko dzieciakowi zabrać jedzenie i picie, sobie jedzenie i picie, z 7 babskich gazet, leżaczki, zabawki, ciuchy na przebranie, 4 ręczniki, no i dzieciaka. Bez dzieciaka się nie liczy. I już nawet nie chodzi o to, że to wszystko kosztuje. Zgadnijcie za to, kto te wszystkie cuda będzie targał?
Po tym wszystkim masz ochotę wieczorem na jedno, małe, chłodne piwko. Ewentualnie sześć. Wtem słyszysz: "No tak! Dziecku odmawiasz, ale sobie to już nie szczędzisz!". Więc pijesz szybko to jedno piwko, które czasami 12 zł potrafi kosztować, i wracasz do pokoju.
A już zupełnie fajnie jest wtedy, gdy tak w połowie drogi na miejsce wypoczynku żonka powie: "Wyłączyliśmy żelazko?". Dzwonisz wtedy do kogoś z najbliższych, by w wolnej chwili podskoczył do domu (klucze zostawione w pewnym miejscu) i sprawdził, czy wszystko ok.
Lecz to i tak nie załatwia sprawy. Ponure myśli krążą: A jak przyjdą nawałnice i nam chatę pod naszą nieobecność zaleje? Dach zerwie? Drzewo na nią spadnie? Tir się wpieprzy w mur? Wszystko się może zdarzyć. Albo inaczej: przecież mała od tej szemranej bałtyckiej wody może dostać jakiejś wysypki na całym ciele. I weź tu szukaj, chłopie, specjalisty.
No i gwóźdź programu, czyli myśli pod tytułem "Ciekawe, czy w pracy wszystko w porządku". Ja tu sobie leżę plackiem, a tam, cholery jedne, kombinują, jak mi etat obciąć. Wrócę po dwóch tygodniach i okaże się, że wakacje mi się baaardzo wydłużyły, tylko trzeba sobie rezerwację zrobić w Urzędzie Pracy.
No nic. Trzeba zacisnąć zęby i wypocząć. Może choć trafią się jakieś fajne kobitki, które będą propagować zacną i chwalebną modę na opalanie się bez staników. Lecz, jak znam moje szczęście, pewnie trafię na 60-letnią Niemkę.
I tak miną dwa tygodnie, a pod koniec będę myślał: szkoda, że już po. Tak fajnie było.
LOL
OdpowiedzUsuń