W kultowej komedii "Christmas Vacation" pada cudowna sentencja: "Kochanie, są święta, wszyscy musimy pocierpieć!" Bo święta to w dużej mierze niewygoda, uwieranie, bieganina, szarpanina, mocowanie się z domowym budżetem, z oczekiwaniami innych oraz z jak co roku kurewsko mocno poplątanymi lampkami ozdobnymi (do domu i na zewnątrz).
Dlaczego wspominam o tym już dziś? Przecież jeszcze listopad. Nie ważne! Jutro pierwsza tura przedświątecznych zakupów! Trzymajcie za mnie kciuki.
A dylematów świątecznych jest zawsze więcej, niż się człowiekowi na pierwszy rzut oka wydaje. Poczynając od trywialnego: "co kupić ojcu, skoro już wszystko ma", a na teologii kończąc.
Dziś proponuję zająć się fundamentami, czyli odpowiedzieć sobie na pytanie: Po jaką cholerę co roku uczestniczę w tej szopce?
piątek, 27 listopada 2015
czwartek, 19 listopada 2015
O tym, jak budzi się świadomość
Niedawno córka weszła do pokoju i powiedziała: - Chodźcie!
- Gdzie?
- No, do kuchni!
To poszliśmy.
Mała stanęła przed stołem i wskazała na obrazek, który wisi tuż nad nim. Jest to karykatura moja i żony, którą ktoś nam sprezentował z okazji ślubu.
- Co to jest? - spytała się młoda.
- No, jak to co? My - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Widzę! - krzyknęła córka. - Ale gdzie ja jestem?
Odezwała się żona: - Ola, ale wtedy jeszcze ciebie nie było.
- Jak to nie było? To gdzie byłam?
- No, w ogóle ciebie nie było - odpowiedziałem, również zgodnie z prawdą.
- NIE BYŁO MNIE?
- Nie. Nawet w planach - dodałem.
- W twoich może nie - dodała żona, jeszcze raz zgodnie z prawdą.
Później sam się przyłapałem na myśli, że to jednak dziwne. Kiedyś mojej córki nie było. A dziwniejsze okazało się to, że jak już się pojawiła, dziwnym dla mnie było, że jest. Niby każdy z nas wie, że z seksu mogą urodzić się dzieci, ale jednak... Czy to nie zastanawiające, że ludzkość, czyli tak kompletnie nieodpowiedzialny, narcystyczny i bardzo często po prostu głupi gatunek, otrzymała w darze od natury zdolność tworzenia takich małych istot? Fakt ten nie tyle jest zastanawiający, ile wręcz wstrząsający.
- Gdzie?
- No, do kuchni!
To poszliśmy.
Mała stanęła przed stołem i wskazała na obrazek, który wisi tuż nad nim. Jest to karykatura moja i żony, którą ktoś nam sprezentował z okazji ślubu.
- Co to jest? - spytała się młoda.
- No, jak to co? My - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Widzę! - krzyknęła córka. - Ale gdzie ja jestem?
Odezwała się żona: - Ola, ale wtedy jeszcze ciebie nie było.
- Jak to nie było? To gdzie byłam?
- No, w ogóle ciebie nie było - odpowiedziałem, również zgodnie z prawdą.
- NIE BYŁO MNIE?
- Nie. Nawet w planach - dodałem.
- W twoich może nie - dodała żona, jeszcze raz zgodnie z prawdą.
Później sam się przyłapałem na myśli, że to jednak dziwne. Kiedyś mojej córki nie było. A dziwniejsze okazało się to, że jak już się pojawiła, dziwnym dla mnie było, że jest. Niby każdy z nas wie, że z seksu mogą urodzić się dzieci, ale jednak... Czy to nie zastanawiające, że ludzkość, czyli tak kompletnie nieodpowiedzialny, narcystyczny i bardzo często po prostu głupi gatunek, otrzymała w darze od natury zdolność tworzenia takich małych istot? Fakt ten nie tyle jest zastanawiający, ile wręcz wstrząsający.
Subskrybuj:
Posty (Atom)