środa, 16 września 2015

Mamuśki z placów zabaw (część druga)

Oj, kończy się czas placów zabaw. Jeszcze tylko wrzesień, trochę piździernika (sic!) i huśtawki, piaskownice, drabinki zasną snem zimowym, służąc jedynie żulikom i młodym fanom tanich alkoholi do spotkań towarzyskich.

Tym bardziej muszę się pospieszyć z dokończeniem tematu, który zainicjowałem TUTAJ. W pierwszym wpisie przedstawiłem tylko jeden przykład mamuśki przyhuśtawkowej, mianowicie kobiecinę, która wszędzie widzi potencjalnego pedofila. Z tego też powodu obecność faceta na placu zabaw zawsze jest dla niej wysoce podejrzana. Nie ważne, że facet po prostu wpadł tam, by spędzić razem z trzyletnią córką popołudnie.

Teraz czas na dalsze gatunki i podgatunki mamusiek spotykanych na placach zabaw.

wtorek, 8 września 2015

Moja próba odpowiedzi na list Pani Małgorzaty Terlikowskiej

4 września światło dzienne ujrzał taki oto list:

LIST DO BEZDZIETNEGO LEMINGA

Dość obrażania i stygmatyzowania. Daj nam, bezdzietny lemingu, święty spokój. I nie nazywaj nas patologią. Bo do patologii bliżej jest Tobie z Twoim chamstwem, niż nam z większą liczbą dzieci.

wtorek, 1 września 2015

Do przedszkola marsz!

No to zaczął się pierwszy dzień w przedszkolu. Cholerka, leci ten czas. Z niewiadomych przyczyn żonka od wczoraj łazi podminowana i nie może przeboleć, że to akurat mnie przypadł zaszczyt pierwszego odwiezienia dzieciaka do tej szacownej instytucji. A co, jak będzie płakać? A co, jak jej jedzenie nie będzie smakować? Albo jak dzieciaki będą dla niej wredne? Albo przedszkolanki? Oraz z dobry tysiąc innych takich. Wczoraj mi robiła krótki kurs czesania i zaplatania włosów u córci, by mała nie wyglądała jak czupiradło, lecz ostatecznie i tak sama zaplotła jej włosy przed snem. Słusznie. I tak bym tego dobrze nie zrobił.

Ja zaś po pierwsze nie mogę wyjść z podziwu, że oto właśnie odwiozłem swoje dziecko do przedszkola, i że jednak jestem tatuśkiem. Jak to się stało? Człowiek miał być gwiazdą rocka, wyrywać panienki i chlać na umór. W wieku 27 lat odejść do Bozi, by tutaj zainicjować kult Wielkiego Frustrata. I co? Zapieprzam pod przedszkole!

I żeby nie było, też się trochę denerwuję, lecz co począć, trza jakoś dziecię zsocjalizować. I generalnie wkurwiają mnie ci rodzice, którzy tak skaczą i wykrzykują: cóż to będzie z mym słodkim bobaskiem? A co ma być? Dowie się, że jednak nie jest pępkiem wszechświata. Odkrycie to może i będzie bolesne, jednak konieczne, by później bardziej nie bolało. Cholera jasna, ten świat bardzo często jest wredny, i jeśli ktoś chce za wszelką cenę ochronić dziecko przed wrednością tego padołu łez, może zrobić to tylko w jeden sposób - nie robić dzieci! Więc kończmy z pitoleniem, i cieszmy się wolnością!!!

Co prawda, jeśli jakiś gówniarz zrobi małej krzywdę, to mu nogi z dupy powyrywam, ale ona nie musi wiedzieć o tym.

A po drugie zaś, dziś na własnej skórze odczułem jakim to zajebistym miejscem jest przedszkole. Możesz tam odwieźć dzieciaka, wiesz, że będzie w dobrych rękach, dostanie papu, pobawi się z dzieciakami, a Ty masz całe przedpołudnie przed pracą tylko dla siebie. Bomba, nie? Zaraz odpalę sobie jakąś płytę Kata na cały regulator albo jakiś baaardzo niecenzuralny hip-hop. Yeah!!!

A żonce wieczorem puszczę to: STRACHY NA LACHY - "PRZEDSZKOLE" - do tekstu genialnego Kaczmarskiego.
Hahahaha, wredna małpa jednak ze mnie. :)